Dziecko Boże, Polak, obywatel, rodzic, mąż, brat syn, rycerz Świętego Michała Archanioła itd. … Żyję sobie w świecie wykonując szereg obowiązków, realizując marzenia i plany, które mają zapewnić szczęcie mi i moim bliskim. W świecie materialnym, najczęściej czegoś mi brakuje. Zawsze mogę powiedzieć, że odczuwam jakiś niedostatek. Im bardziej skupiam się na powiększaniu mojej zasobności materialnej, to tym bardziej okazuje się, że czegoś jeszcze mi brakuje. Dobrze, że w porę zauważyłem bezsens poszukiwania szczęścia w bycie materialnym. Właściwie moje nawrócenie wynikało z braku szczęścia, którego oczekiwałem w stylu życia reklamowanym przez świat. Gdy zrozumiałem, że tylko radykalne odwrócenie się od grzechu może zmienić tę sytuację, zacząłem stopniowo wyrywać chwasty w ogródku mojej duszy. Duchowa pielęgnacja przyniosła efekty. Zbliżyłem się do Boga i dziś nie wyobrażam sobie życia bez Boga, życia w grzechu. Jednak zanim to nawrócenie nastąpiło zastanawiałem się niekiedy co w Kościele robią ludzie, którzy zaangażowani są w jakieś przykościelne grupy. Nie chcę pisać jak postrzegałem ludzi zaangażowanych w apostolat świeckich. Powiem tylko, że nie ciągnęło mnie do takich osób, a pewnie nigdy przez głowę mi nie przeszło, aby w ogóle do jakiejś takiej grupy należeć. Pełne niezrozumienie. Ukryta obawa przed dewocją, świętoszkowatością. Myślę, że niestety zdecydowana większość katolików może myśleć podobnie jak ja dawniej myślałem. Przychodzę na Mszę Świętą w niedzielę i koniec. To wszystko Panie Boże co mogę dla Ciebie zrobić, aby zapewnić sobie Twoją łaskę. Ach, dziś takie myślenie budzi mój śmiech. Co jest zatem potrzebne, aby starać się rozwijać swoją wiarę i dlaczego akurat w jakimś apostolacie świeckich ? Myślę, że po pierwsze trzeba chcieć. Chcieć z Panem Bogiem zmienić swoje życie na lepsze i odważyć się czynić to w grupie innych dzieci Bożych. Dlaczego nie samemu, indywidualnie ? Bo Pan Bóg chce, abyśmy stawali przed nim w grupie, „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.(Mt 18.20) Może warto podjąć ryzyko i prosić swojego Anioła Stróża, aby wskazał mi drogę rozwoju duchowego. Może przełamię swoje ograniczenia, moje sceptyczne myślenie i przyjdę na jakieś spotkanie, gdzie zaangażowani modlą się wspólnie. Przecież nie mam się czego wstydzić, zawsze mogę się wycofać, zawsze mogę pójść w innym kierunku. Czy to będzie strata czasu ? Czas poświęcony na Boże sprawy nigdy nie będzie stracony. Jeśli chcemy, aby bycie katolikiem nie było dla nas ciężarem, to powinniśmy „zainwestować” w rozwój duchowy. Tu nie potrzeba zaciągać kredytów czy dysponować specjalnymi umiejętnościami. Tu trzeba tylko otworzyć swe serce i poprosić; Panie, poprowadź mnie !
Drogi czytelniku, czuj się zaproszony na to spotkanie. Zaufaj Panu, nie ufaj swoim obiekcjom. Porzuć obawy, nie bój się, że coś stracisz, że się ośmieszysz, że będziesz musiał z czegoś zrezygnować. Nie obawiaj się, że z czymś możesz sobie nie poradzić, że Ty się nie nadajesz, że jesteś niepotrzebny. Proś swego Anioła Stróża, aby dodał ci odwagi. „Któż zaufał Panu, a został zawstydzony?” (Syr. 2.10) Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. (Jr 17.7)