A ja? Ja szukałem alternatywy, trwałem w tym, ale starając się trzymać „jasnej strony”. Trwało to aż 10 lat i „coś nie wychodziło”. Robiło się coraz gorzej, wszystkie pozytywne praktyki, niby nie niebezpieczne, niby odnoszące się do jakieś wyżej jaźni będącej imitacją Boga- zawodziły mnie.
Nasilały się ataki na moją osobę, dlatego że nie chciałem przyjąć sedna swojego dziedzictwa. Kłóciłem się z matką, wypierałem tego co mi mówiła. Bo mimo że błądziłem urodziłem się chyba z bardzo silnym sumieniem i ono mnie chroniło.
Z czasem dowiedziałem się nawet że zostałem spłodzony w jakimś jakby rytuale, który skończył się pożarem. Tak, tak, wiem. Brzmi to jak opowieść z taniego filmu. Sam podchodzę do tego sceptycznie, jednak takie rzeczy słyszałem w domu rodzinnym.
Pojawiły się silne ataki nocne, nawet przy świadkach, coś w nocy mną szarpało i dusiło.
Nic nie pomagało.
I wtedy znajoma, bardzo wierząca, dała mi obrazek z Michałem Archaniołem i była tam modlitwa do niego. Bardzo byłem uprzedzony do kościoła. Od dziecka karmiony głównie opowieściami o świętej inkwizycji i stosach. Do tego dzieci wierzących sąsiadów nie pomogły mi rzucając kamieniami nie raz krzycząc bezbożnik 🙂
Jednak zmęczony, zapaliłem świece i z serca odmówiłem kilkukrotnie ofiarowaną mi modlitwę.
Od tamtej pory wszystko dosłownie zaczęło się zmieniać. Zacząłem spotykać niezwykle życzliwych mi, wierzących ludzi, którzy zasiali we mnie ziarno, złagodzili dawne uprzedzenia. Pojawiały się znaki, np. w pracy klient przyniósł mi różaniec mówiąc że leżał na ziemi, „że może ja zgubiłem” (bardzo symboliczne). A przede wszystkim ataki na prawdę ustały!
Skłoniło mnie to by kilkukrotnie pójść na Mszę. I nawróciłem się. Całym sercem. Wtedy doznałem wielkiej przemiany. Nie umiem jej opisać. Ale nigdy, przez całe życie nie czułem się tak bezpiecznie. Do tej pory moje życie było walką.
Personalia autora znane redakcji.